Tekst alternatywny

Księżycowe kłamstwa, postsowiecka propaganda

Księżycowe kłamstwa, postsowiecka propaganda

Nie będę pisał o wybrykach ludzi, których z wrodzoną sobie złośliwością nazywam LGBTQWERTY. Nie będę, bo mi się nie chce. To sztucznie nakręcany projekt. Homoseksualiści byli, są i będą, ale w większości przypadków są to zupełnie normalni ludzie, którzy nie afiszują się ze swoją odmiennością, a co robią w swoich sypialniach, to ich sprawa. Nikt im pod kołdry nie zagląda. Niemcy niedawno obchodzili bodaj dwudziestą piątą rocznicę zniesienia penalizacji homoseksualizmu. U nas, w Polsce, nie mamy takiej rocznicy, z prostego powodu – nie byłoby czego znosić. Tzw. sodomia nie była karana. Można tylko wspomnieć o akcji „Hiacynt” prowadzonej mniej więcej w połowie lat osiemdziesiątych XX w. przez młodych wówczas komuchów z pokolenia Czarzastego, Millera, czy Cimoszewicza. Chodziło o zbieranie obyczajowych haków na każdego, zwłaszcza na ludzi opozycji. Dzisiaj tęczowe towarzystwo, młodych, wykształconych, od niedawna z dużych miast, głosuje na tego typu ludzi, choćby w wyborach do Europarlamentu. No, ale skoro ci młodzi są tak wykształceni, że uważają iż Powstanie Warszawskie wybuchło w 1988 r., to może być i tak, że jakiś zesztywniały syfilisem człowiek zagłosuje na tow. Cimoszewicza. Jego sprawa. Objazdowy cyrk LGBTQWERTY zapewne skończy się po jesiennych wyborach. Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść – jak mawiano w czasach niepoprawnych politycznie.

Są o wiele ciekawsze sprawy. W ubiegłym tygodniu przypadła pięćdziesiąta rocznica pierwszego załogowego lotu na Księżyc. Niedawno obejrzałem film fabularny „First Man”, przedstawiający wycinek biografii z życia Neila Armstronga, pierwszego człowieka, który stanął na Księżycu. Sceny lądowania to absolutnie majstersztyk kinematografii. Ale oczywiście, jak zawsze przy okazji takich rocznic uruchamiają się autorzy teorii spiskowych. Są to zapewne ci sami ludzie, którzy pod wykładami znakomitych historyków powiązanych z mediewistyką, np. prof. Andrzeja Nowaka, czy prof. Tomasza Panfila, publikowanych na kanale YouTube piszą komentarze w rodzaju „a gdzie Wielka Lechia, nie było jej? Imperium Lechitów panowało nad Europą 7000 lat, dopiero Kościół katolicki je zniszczył, ale i tak Bolesław Chrobry pojechał w roku 1000 do Rzymu i był ukoronowany na cesarza!”.

Piszą ci ludzie mniej więcej w ten sposób (zachowuję wiernie niechlujną, oryginalną pisownię, jeśli można to w ogóle nazywać pisownią):

„Od 20 lipca 1969 roku , trwa największe oszustwo medialne naszej ery . Wmawia się ludziom , na całym świecie , że człowiek wylądował rakietą , którą ponownie wystartował . Do tej pory nikt tej sztuki nie powtórzył w warunkach ziemskich , mając do dyspozycji wszystkie współczesne zdobycze techniki , w tym w tamtych czasach nieistniejącą technologię mikroprocesorową . W kosmosie i już na Księżycu promieniowanie kosmiczne jest zabójcze nie tylko dla organizmów żywych ale i dla technologii półprzewodnikowych . Natomiast po roku 1969 statki kosmiczne amerykańskie i sowieckie kursowały na Księżyc , niemal jak tramwaje w dużym mieście . Sowieci do tego stopnia prześcignęli technologie amerykańskie , że wysyłali na Księżyc roboty które dostarczały na Ziemię próbki (…)”.

Albo:

„Łatwowierność Istnieje kilkadziesiąt dowodów (masa błędów w preparacji zdjęć) i drugie tyle poszlak, iż żaden człwoiek nie mógł i nie był na księżycu. Nie trudno znaleźć materiały i filmy dokumentalne, wystarczy się wysilić i trochę pomyśleć a nie bezkrytycznie przyjmować wszytko co pokazują w TV”.

I tak dalej, w ten sam deseń. Bolesław Chrobry był cesarzem. Oczywiście, są też głosy rozsądku, ale przeważa histeryczny wrzask: ani Armstrong, ani żaden inny człowiek nigdy nie chodził po Księżycu. Wszystko to hucpa spreparowana w filmowym studio i tyle.

Oczywiście piszą takie rzeczy durnie, którzy nie mają bladego pojęcia o astronautyce, albo ludzie naiwni, którzy dali się nabrać ludziom złej woli. Każdy z argumentów „księżycowych kłamców” – o zabójczym promieniowaniu w pasach Van Allena, o braku widoku gazów wylotowych przy starcie lądownika księżycowego, o odbiciach w przyłbicach hełmów astronautów etc. – daje się łatwo obalić, ale potrzeba by masy miejsca, żeby to wszystko opisać. Już Boy-Żeleński zauważył, że dla sprostowania jednego zdania kłamliwego potrzeba dziesięciu zdań prawdziwych – ale komu by chciało się to czytać?…

Kłamstwa pojawiły się niemal równolegle z misjami Apollo. Już w parę lat po ostatniej załogowej wyprawie na Księżyc (Apollo 17 w grudniu 1972 r.), trafił do kin film „Koziorożec 1”. Opowieść fikcyjna, o locie na Marsa, ale osnuty dokładnie wokół spiskowych historyjek – poczynania rzekomych astronautów trzymanych na Ziemi filmowane są w starannie sporządzonym atelier i niby to przysyłane z kosmosu. Kilka lat temu na francuskim komunistycznym kanale Planete obejrzałem film „dokumentalny”, zawierający tezę, że lądowanie Apolla 11 i pierwszy krok Armstronga na Księżycu realizował sam Stanley Kubrick, reżyser olśniewającej do dzisiaj „Odysei Kosmicznej 2001”. No cóż, Kubrick już nie żył gdy ów „dokument” powstawał, więc nie trzeba go było prosić o wypowiedź w tej sprawie. Wygodnie. Przy programie Apollo pracowało łącznie ponad czterysta tysięcy ludzi. I wszyscy milczeli i milczą nadal? Och, największy spisek w historii! Tylko że już wirtuoz polityczny, książę Talleyrand mawiał, że kiedy jest jakaś ściśle tajna informacja, to jeśli znają ją dwie osoby, to ona już nie jest ściśle tajna.

Proszę zwrócić uwagę na fakt charakterystyczny: gdy sowieci wystrzelili pierwszego Sputnika, gdy posłali w kosmos pierwszego człowieka – Gagarina, gdy mieli niezaprzeczalne osiągnięcia w załogowej i bezzałogowej eksploracji kosmosu – wtedy panował ogólny podziw i nikt nie twierdził że np. wyjście Hermana Titowa w otwartą przestrzeń było zrealizowane przez wytwórnię „Mosfilm”. Gdy zaś Ruskie przerżnęły z Amerykanami w wyścigu na Księżyc – natychmiast pojawiły się kursujące po dziś dzień bajeczki. Mówi to panu coś? – jak mawiał twardogłowy aparatczyk z serialu „Dom”.

Był w krakowskim klubie „Gazety Polskiej” taki dziwny facet, nazwijmy go Mareczkiem. Sympatyczny, wygadany, użyteczny – bo dobry operator filmowy; nakręcił dla nas parę materiałów. Wcześniej wiele lat spędził w USA i angażował się w jakieś telewizje polonijne. Irytował mnie jednak jego nieskrywany antysemityzm i bardzo dziwne poglądy. To właśnie on podczas jakiejś dyskusji usiłował mnie przekonać, że tak naprawdę to Amerykanie nigdy na Księżycu nie byli. Ponieważ trafiła kosa na kamień (nie jestem oczywiście specjalistą, niemniej w problematyce astronautyki orientuję się nieźle) i zbijałem jego argumenty jeden po drugim, Mareczek spasował i przyznał ostatecznie, że może i wylądowali tam, ale tylko raz, a reszta lądowań to już była maskirowka. Potem Mareczek brał czynny udział w próbie rozbicia naszego klubu, a gdy się to na szczęście nie powiodło, zniknął. Snuje się jeszcze od czasu do czasu po krakowskich ulicach jak łysiejący upiór przeszłości. Parę lat temu wyszło na jaw, że w 1984 r. został zarejestrowany przez SB jako TW „Janusz”…

Za kilka dni od chwili, gdy piszę te słowa, Księżyc zacznie znowu rosnąć. No to puśćcie wtedy oko do Neila Armstronga – tak jak chciała jego rodzina.

Prędzej czy później – wrócimy tam.

Tomasz Kowalczyk

Tomasz_Kowalczyk_big