Tekst alternatywny

Kwidzyn – Przypadek Charlie Hebdo, czyli niebezpieczne igranie mediami

Przypadek Charlie Hebdo, czyli niebezpieczne igranie mediami

Pierwsze komentarze po tragicznym zamachu na redakcję tygodnika „Charlie Hebdo” skłaniały się ku spekulacji o przenoszeniu dżihadu z Bliskiego Wschodu do Europy. Zjawisko to określane mianem „blow-back” rozszerza się i radykalizuje społeczności europejskie na rzecz Wielkiego Kalifatu, bądź konfliktów w Syrii i innych regionach Afryki i Azji. Sprawcy tego krwawego ataku dokonanego w południe 7 stycznia 2015 roku bracia Said i Cherif Kouachi to francuscy obywatele pochodzenia algierskiego. Mogłoby to uzasadniać tego typu tezę, między innymi poprzez fakt, że masakra  dokonana na dziennikarzach i przypadkowo innych osobach – łącznie 12 zabitych i 11 rannych, obliczona była na duże poruszenie szerokiej opinii publicznej. Czy jest jednak ona w pełni prawdziwa? Wypada tu zwrócić uwagę na fakt, że media i politycy skupiają się dzisiaj bardziej na pytaniu, kto stoi za zamachem, lekceważąc jego motywację. Znamienna jest też zapowiedź wznowienia po zamachu wydania „Charlie Hebdo” o nakładzie trzech milionów egzemplarzy z zachowaniem dotychczasowej ramówki. Standardowy nakład zamykał się liczbą 40 – 50 tysięcy egzemplarzy, a jego sprzedaż sięgała 35 tysięcy egzemplarzy. By rozwikłać szereg pojawiających się wokół zamachu wątpliwości należy wstępnie przyjrzeć się historii „Charlie Hebdo” i jego ewolucji.

Od Hara-Kiri do Charlie Hebdo

Pierwowzorem „Charlie Hebdo” był miesięcznik – magazyn satyryczny o nazwie Hara-Kiri. Jego historia sięga roku 1960, kiedy to Georges Bernier  i Francis Cavana wypuścili na rynek francuski pierwszy jego nakład. Z magazynem tym z biegiem czasu związało się wielu znanych rysowników, między innymi: Roland Topor, Fred Aristides, Georges Woliński, Jean „Cabu” Cabut. Część z nich zerwała współpracę, nie zgadzając się z linią programową wydawnictwa. Szczególnego kolorytu nabrała ona pod wpływem wydarzeń związanych z rewolucją obyczajową na Zachodzie, a zwłaszcza we Francji w roku 1968.

Linia programowa magazynu, wydawanego od roku 1969 jako tygodnik, zaczęła skłaniać się ku ideologiom anarchistycznym i lewicującym. Mimo, że wydawnictwo ciągle deklarowało nawiązywanie do najlepszych historycznych wzorców literackich, coraz bardziej jawiło się jako skandalizujące i przekraczające granice dobrego smaku. Zaowocowało to konfliktem z rządem francuskim, po śmierci twórcy V Republiki gen. Charlesa de Gaulle’a  w listopadzie 1970 roku. Skutkiem interwencji rządowej wydawanie tygodnika zostało wstrzymane.

Dla zapewnienia kontynuacji wydawnictwa powołano do życia nowy tytuł: L’Hebdo Hara Kiri.

Od roku 1992 tygodnik zaczął ukazywać się pod oficjalną nazwą „Charlie Hebdo”.

Nowy kurs 1992

Kolejnym przełomowym momentem po roku 1968 był okres po obaleniu Muru Berlińskiego w listopadzie 1989 roku. Stawiało to nowe wyzwania w obliczu upadku komunizmu dalszej integracji europejskiej. W roku 1992 ówczesny wydawca reaktywowanego tygodnika „Charlie Hebdo” Philippe Val za cel priorytetowy postawił sobie walkę ze „skrajną prawicą” i „chrześcijańskimi fundamentalistami”. Trzon wydawnictwa stanowiły osoby związane lub popierające Francuską Partię Komunistyczną oraz ruchy anarchistyczne i pacyfistyczne. Był wśród nich Bernard Maris – członek loży masońskiej Wielkiego Wschodu Francji. Wydawnictwo przyjęło zdecydowanie ostrzejszy kurs. W swoich publikacjach posuwało się do wyjątkowo obrazoburczych form treści i rysunku. Należy zauważyć, że po roku 1989 w Europie powstała moda na zakładanie tego typu czasopism. Dotyczy to również Polski, gdzie w roku 1990 pojawił się tygodnik NIE Jerzego Urbana, specjalizujący się w atakach na kler katolicki. Politycznym obiektem ataków „Charlie Hebdo” stał Ruch Narodowy Marie le Pena. Redakcja otwarcie nawoływała do delegalizacji tej partii. Swoją deklarację ideową rozszerzyła tymczasem o walkę z fundamentalizmem islamskim i żydowskim. W praktyce wyglądało to na nierówne traktowanie podmiotów, bowiem chrześcijan oraz islamistów atakowano w sposób niewybredny, posuwając się do wyjątkowo obraźliwych metod, natomiast judaistów traktowano można by rzec z przymrużeniem oka.

 

Mahomet na celowniku Charlie Hebdo

Eskalacja ataków na islam nastąpiła w roku 2007 po zamieszczeniu w tygodniku dwunastu duńskich karykatur Mahometa. Wywołało to silne oburzenie wśród licznej francuskiej społeczności  muzułmańskiej. Autorom nie chodziło o obrazę muzułmanów, bo jakże można było w myśl powszechnym zasadom przeciwstawiania się rasizmowi, a o obrazę ich uczuć religijnych. Polityka „Charlie Hebdo” nastawiona była wyraźnie na przyzwyczajanie społeczności muzułmańskiej do szargania ich świętości, w myśl nowej poprawności politycznej.  Jednak, gdy w roku 2011 w tygodniku ukazała się kolejna karykatura Mahometa z podpisem „ 100 batów temu, co nie umrze ze śmiechu” reakcjoniści islamscy dokonali zamachu bombowego na siedzibę redakcji. Ówczesny szef francuskiej dyplomacji Laurent Fabius zdobył się na słowa krytyki pod adresem redakcji „Charlie Hebdo”, zarzucając jej że sama prowokuje sytuację. Tymczasem w jednym z kolejnych wydań tygodnika ukazał się rysunek kucającego nagiego proroka Mahometa. W kontekście tamtego wydarzenia i obecnego zamachu rodzi się pytanie, czy tego typu prowokacje nie są sposobem na istnienie tego czasopisma. Kto duchowo i finansowo wspiera jego działalność?

O ile pomiatanie wartościami chrześcijańskimi uchodziło w zasadzie bezkarnie, to w przypadku obrazy uczuć religijnych muzułmanina reakcja była bezwzględna. Pamiętać należy, że jedną z zasad etycznego kodeksu muzułmanina jest reguła „oko za oko – ząb za ząb” do dziś niezmienna. Igrając mediami należało się liczyć z mniej lub bardziej brutalnym odwetem. Tylko ktoś wyjątkowo cyniczny, lub jakiś kretyn, lekceważąc zasady, prowokuje w tej sytuacji nieszczęście.

Echa paryskiej tragedii

Krwawej zbrodni jaką dokonali 7 stycznia muzułmańscy zamachowcy nie da się niczym usprawiedliwić i wytłumaczyć. Zbrodnia jest zbrodnią i nie podlega żadnej dyskusji. Przez Europę przetoczyła się fala protestów przeciwko terroryzmowi islamskiemu. W największej demonstracji w Paryżu uczestniczyli najwyżsi przedstawiciele władz Parlamentu Europejskiego z Donaldem Tuskiem na czele oraz rządów wielu państw. Na czele pochodu kroczył prezydent Francji Francois Hollande, który zdaje się wybaczył redakcji tygodnika, że zamieszczała w nim jego karykatury z genitaliami na wierzchu.

Fala protestu ma szerszy odzew. Notowane ostatnio przypadki zamachów na muzułmańskie obiekty kultu religijnego, wzrast6ająca niechęć do obcokrajowców, jak i wypowiedź magnata prasowego Ruperta Murdocha o „raku dżihadu” zaognia sytuację. Relatywizm wypowiedzi dziennikarskich o wolności prasy jest również w tej sytuacji nie na miejscu. Jednak na tej kanwie Jerzy Urban oczekuje wykreślenia z kodeksu karnego przestępstwa określonego jako obraza uczuć religijnych.

Towarzyszące protestom hasło „Je suis Charlie” wypada w tym miejscu uzupełnić pytaniem „Quo vadis Europo?”

Andrzej Baczewski