Tekst alternatywny

Marii Nurowskiej powrót do przeszłości

Marii Nurowskiej powrót do przeszłości

O istnieniu pani Marii Nurowskiej dowiedziałem się stosunkowo niedawno. Nigdy żadnego z jej dzieł literackich nie miałem okazji przeczytać. Nikt z rodziny i przyjaciół nie miał żadnej jej książki. W rozpaczy sięgnąłem do internetu i dowiedziałem się, że dorobek autorki jest pod względem ilościowym istotnie imponująco duży i że „jej bohaterkami są kobiety nieprzeciętne, namiętne, wielkie miłośnice, którym nie są w stanie dotrzymać kroku ich partnerzy, uwikłani w politykę, w ideę, złamani ciśnieniem historii. Nurowska reprezentuje nurt tzw. prozy kobiecej” (cyt. za portalem culture.pl). No to może i lepiej, że nie znam jej twórczości.

Dowiedziałem się, że jest taka autorka dopiero wtedy, gdy internet zakipiał od jej wpisów na tematy polityczne i społeczne. Stało się to wówczas, gdy w Polsce wybory wygrali ci, którzy nie powinni byli wygrać, a ci, którzy powinni, nie wygrali. Ostatnio Nurowska zabłysnęła szeroko komentowanym wpisem: „(…) Oto maluje się obraz Polski 2020. W Pałacu Prezydenckim nieodpowiedzialny człowiek, w Filharmonii pan Zenek… w Sejmie większość to cyniczni, chciwi stanowisk i kasy posłowie…W rządzie podobnie… Nie chcę Cię takiej, Polsko! Już wolałam Cię pod protektoratem Rosji… byliśmy wszyscy raczej niebogaci materialnie, ale za to duchowo. Czytaliśmy Gombrowicza, wiersze Barańczaka, do teatru chodziliśmy na >>Dziady<< (przed, czy po 1968 r.? – przyp. T.K.) …Kościół był dla nas wsparciem”.

Polsko – już wolałam Cię pod protektoratem Rosji… I takie słowa pisze osoba, której matka walczyła w Powstaniu Warszawskim, a dziadek był przedwojennym arystokratą? To jest temat do analiz dla dobrego psychologa, którym nie jestem. Ale chyba domyślam się, o co chodzi. Maria Nurowska tęskni za czasami swojej młodości. A że ta jej młodość – co przecież nie jest winą autorki – przypadła na czasy PRL-u, to de facto tęskni do PRL-u. Bo była młoda, bo przeżywała pierwsze miłości, kosztowała pierwszy raz wino patykiem pisane, zapalała pierwszego papierosa. Koszmar stalinizmu ustąpił, śruby trochę się poluzowały, można było lżej odetchnąć. Ruszyła produkcja pralki Frania, na pewno któryś z kolegów jeździł na WFM-ce. No a pisarzom – nawet tym początkującym – wydawano książki w nakładach, o których dziś mogą tylko pomarzyć. Pod warunkiem, że byli grzeczni. Później, na początku lat siedemdziesiątych pojawił się miesięcznik „Literatura na świecie”, w którym można było poczytać przekłady z zachodnich autorów. Co prawda, pochlastane nożyczkami cenzora, ale zawsze coś. Piękne czasy…

Nie jestem stary, ale młody też już nie. Chętnie wspominam więc czasy swojej młodości, która z grubsza licząc przypadła na lata dziewięćdziesiąte tamtego wieku. Liceum, studia i dalej w życie. Czasem włączę sobie płytę Varius Manx w pierwszym składzie, z Anitą Lipnicką. Albo zespół Yes z płytą „Talk”. Albo obejrzę po raz kolejny „Terminatora II” czy też „Psy”. Wspominam, jak po obejrzeniu w teatrze „Wariata i zakonnicy” Witkacego szliśmy całą paczką do knajpy i tam dyskutowaliśmy i popijali do trzeciej, czwartej rano (dziś już nie dałbym tak rady, przed północą wjechałbym pod stół). Młodość, piękne czasy…

Tylko, że nagle przychodzi refleksja, że te lata dziewięćdziesiąte, jak się tak dobrze przyglądnąć, wcale nie były piękne i radosne. One w gruncie rzeczy były dosyć ponure. „Terapia szokowa” Balcerowicza, masowe bezrobocie, dawne służby komunistycznej represji przekształcające się w dobrze zorganizowaną gangsterkę, przewlekające się procesy zbrodniarzy, z których prawie żadnego nie ukarano dzięki uczynnym sędziom. Gdyby panią Nurowską stać było na taką refleksję, to też by sobie przypomniała, że „pod protektoratem Rosji” (właściwie ZSRS) dzieci trzeba było zabierać z ulicy, bo gaz łzawiący działał na ich oczy mocniej, niż na oczy dorosłych. Że któryś ze znajomych został pobity przez ZOMO. Że nie mogła sobie kupić kiedy tylko chciała pomarańczy i mandarynek, bo statek z cytrusami nie dotarł na czas. Że wywalano ludzi z pracy za poglądy. Proszę mi pokazać w dzisiejszych czasach niesłusznej władzy gaz na ulicach, pobitych przez ZOMO, puste półki sklepowe, wyrzucanie za poglądy. Albo nowe wydania Gombrowicza, cięte przez cenzurę, albo zagraniczne książki pleśniejące w trudno dostępnych zbiorach tzw. prohibitów. Albo Maria Nurowska nie potrafi dokonać refleksji, albo nie chce.

Tomasz Kowalczyk