Tekst alternatywny

O filmie – Internowani w Łowickim więzieniu

O filmie – Internowani w Łowickim więzieniu

Cytat z listu internowanego, przesłanego do mnie w korespondencji elektronicznej.

„ Filmu nie zamierzam bronić i jeśli jest się nad czym zastanawiać, to – jak wspomniałem – czy i co ten film wnosi. Obawiam się, że edukacyjnie czy historycznie – niewiele…”

Film został zrealizowany przez reżysera Świątkowskiego i wyświetlony w kinie FENIX w dniu 13 grudnia 2013 r., w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Premiera odbyła się w Łodzi w listopadzie ubiegłego roku.

Jako Przewodniczący Komitetu Więźniów Politycznych i Internowanych Regionu Łódzkiego byłem głównym organizatorem 20-tej i 30-tej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Łowiczu. Pozostały po tych wydarzeniach tablice pamiątkowe w kościołach: w Łodzi u o.o. Jezuitów i w Łowiczu u o.o. Pijarów oraz na murze Zakładu Karnego w Łowiczu. Wydana została też książka z okolicznościowymi referatami oraz spisem internowanych. Zostawiliśmy dla potomnych przesłanie, nasze kredo wyryte w kamieniu . Można by powiedzieć, że do pełni szczęścia brakowało tylko obrazu filmowego, którego oczekiwaliśmy z nadzieją. Tymczasem film Świątkowskiego w żadnym stopniu nie oddaje rzeczywistości. Jest kłamliwy, zły i nic dziwnego, że budzi najgłębszy sprzeciw.

Tragizm sytuacji internowanych 13 grudnia 1981 r., ich dramatyczne położenie biorące się z izolacji, zastraszania, poniżania nie znajdują odzwierciedlenia w filmie. Wrażenie, które można z niego odnieść to: „Fajnie było być internowanym. Było śmiesznie, wesoło, pełen luz, a na dodatek góra jedzenia i zabawa z paleniem narkotyków włącznie”. A to nieprawda, a przynajmniej nie cała i jedyna prawda! Nie kwestionuję relacji kolegów, którzy mówiąc o tych faktach, wypowiadali się subiektywnie. W tak dużym zbiorowisku zdarzały się przeróżne sytuacje (włącznie z bójkami, czy innymi przykrymi zachowaniami), ale to były incydenty, które natychmiast staraliśmy się wyciszać i łagodzić.

Internowani umieszczeni byli w więzieniu, które z „internatem” (jak wielu wówczas mówiło) niewiele miało wspólnego. Podlegali regulaminowi więziennemu – zwłaszcza w pierwszych miesiącach, bo potem władze więzienne zaczęły łagodzić rygor. Warto sobie uświadomić, co było tego przyczyną. Najpewniej biorący się z troski ciągły protest Episkopatu, a przede wszystkim Prymasa Glempa oraz nacisk międzynarodowej opinii publicznej, inicjowany szczególnie przez Jana Pawła II . Musiał się pod tą presją ugiąć Jaruzelski i Kiszczak, bo sami internowani nic by nie osiągnęli. W tym kontekście trudno zrozumieć wypowiadane w filmie tak kategoryczne i krzywdzące opinie dotyczące Prymasa Glempa. Oczywiście nie każdy rodzi się politykiem i mało który hierarcha wypadnie dobrze w porównaniu z mężem stanu i mężem opatrznościowym, jakim był Kardynał Wyszyński . Można było mieć wiele wątpliwości i zastrzeżeń do działań Kościoła, ale brało się to zazwyczaj z braku informacji. W przeciwieństwie do dyktatury wojskowej, która miała lepszy ogląd sytuacji i była informowana na bieżąco. Teraz, po ponad 32-tu latach, wiemy lepiej, co wtedy było możliwe, realne.

Pragnę przypomnieć, że w 30- tą rocznicę przybył do nas kardynał Glemp. Mimo poważnej choroby przewodniczył Mszy św., na której mówił o stanie wojennym i mam wrażenie, że cieszył się – czemu dał wyraz podczas krótkiej wymiany słów przy ołtarzu – że może być powtórnie z nami. Był pierwszym dostojnikiem kościelnym, który przyjechał, by poświęcić tablicę pamiątkową na murze łowickiego więzienia.

W filmie brak elementu pomocy i opieki kościoła, a przez to rzeczywistość pokazana na ekranie jest wykoślawiona, wypaczona. A przecież pomoc żywnościowa, medyczna czy materialna dla rodzin internowanych została zorganizowana przy kościele w Warszawie na ul. Piwnej. To kapłani, zakonnice i świeccy wolontariusze pomagali internowanym, to była realna pomoc kościoła. W Łodzi pomoc dla rodzin organizowali arcybiskup Rozwadowski i ks. Miecznikowski. Jak była ona efektywna, najlepiej opowiedzą sami zainteresowani. Należy stwierdzić, że nikt nie został bez pomocy. Zachowały się dokumenty i dokładne sprawozdania finansowe w Kurii Łódzkiej.

A czym karmią nas autorzy filmu? Jest mi wstyd za fałszywą relacją Małeckiego o księdzu Kazimierzu, który rzekomo miał zachęcać do podpisywania deklaracji współpracy z SB oraz namawiać do wyjazdu z Polski. Nic bardziej bzdurnego i niesprawiedliwego nie można było powiedzieć o młodym kapłanie. Pijar, ks. Kazimierz Wójciak został naszym kapelanem decyzją ks. Prymasa Glempa. Poznałem ks. Kazika jeszcze w więzieniu. Po zwolnieniu pomagałem kolegom, którzy zostali za kratami. Zbierałem od znajomych papierosy, jeździłem po okolicznych wsiach i za półdarmo kupowałem cebulę, marchew czy rzodkiewki. Przekazywałem to ks. Kazikowi albo niekiedy sam „maluchem” podwoziłem dary pod więzienie, za co wielokrotnie wzywano mnie na przesłuchania do komendy MO w Łowiczu i Skierniewicach. Wiele darów dla internowanych przynosili ludzie ze wspólnoty, która była w tym czasie przy kościele o.o. Pijarów, a były trudności aprowizacyjne i kartki. W filmie natomiast padają słowa, że „jedzenia mieliśmy dużo, dzieliliśmy się ze złodziejami”. To prawda, ale takie były potrzeby i realia. I nie tylko chodziło tylko o samo jedzenie, ale o środki czystości, czy – może dużo ważniejsze – leki. Te były przywożone przez ks. Kazika albo doktor Grabowską z Prymasowskiego Komitetu Pomocy. Z leków korzystał Zakład Karny, a także szpital w Łowiczu, gdzie byli leczeni internowani oraz niektórzy miejscowi lekarze. Wiele godzin i wiele wieczorów spędziliśmy na rozmowach w moim i księdza mieszkaniach. Mogę powiedzieć, że zostaliśmy przyjaciółmi . Odwiedziłem go w rodzinnym domu w Rabce, a później w Szczucinie kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Grodna. Wyjechał na Białoruś jako turysta i pozostał tam w sumie kilka lat. Moim zdaniem, w istotny sposób przyczynił się do odzyskania klasztoru o.o. Pijarów, a rodakom mieszkającym w Szczucinie zapewnił kościół i kapłana. Na temat tych zdarzeń można by napisać fascynującą książkę, ale wiem, że skromny kapłan, jakim jest ks. Kazik, nie byłby zadowolony z eksponowania jego problemów i trudności. Sprawdził się w arcytrudnych warunkach, jako kapelan internowanych i kapłan na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, więc kłamliwy obraz filmowy niebardzo mu może zaszkodzić.

Wracając do filmu trzeba podkreślić nieprawdziwy obraz naczelnika. Byliśmy na jego rozkaz traktowani jak wielcy przestępcy. Na nasze przyjęcie spędzono wszystkich klawiszy, z których utworzono szpaler. Byli ubrani w uniformy szturmowe z tarczami, długimi pałkami, w hełmach i z psami, które nie miały kagańców. Walenie w tarcze, szczucie psami i wędrówka na oddział przez złowrogi szereg oprawców to było powitanie naczelnika.

Wielokrotnie dawał nam poznać sadystyczną stronę swojego charakteru. Na przykład wtedy, gdy z kawałków wydartych z gazety zrobiliśmy trzy krzyże i przykleiliśmy je do ściany celi za pomocą rozmoczonego chleba. W czasie odmawiania modlitwy wieczornej na klęczkach, przy pryczach więziennych kierowaliśmy wzrok na niedoskonały kształtem symbol naszej wiary. Ponieważ zabroniona była modlitwa na głos, naczelnik w ramach represji zarządzał „kipisz”. Wyprowadzał nas po kilku do sąsiednich pustych cel i zmuszał do rozebranie się do naga wobec kilkunastu uzbrojonych klawiszy. Była to świadoma próba poniżenia nas.

Innym razem podczas śpiewania przez nas pieśni patriotycznych wpadał do celi ze strażnikami i siłą wyciągał nas na korytarz. Zdarzały się pobicia jako sposób uzyskania bezwzględnego posłuszeństwa. Ale o tym naczelnik w filmie zapomniał.

Jaki sens miało nieprawdziwe pokazanie naczelnika więzienia. Kto to wymyślił i w jakim celu? Doświadczenia z pobytu w „internacie” każą upatrywać sprawcę tego fałszu w funkcjonariuszach SB. Od razu zaczęli swoje działania operacyjne w więzieniu. W celu pozyskania konfidentów (tajnych współpracowników) odbywali indywidualne rozmowy. Jedną zapamiętałem szczególnie, ponieważ Malangiewicz, komendant SB w Łowiczu, którego poznałem w więzieniu, nakłaniał mnie do współpracy mimo mojej kategorycznej odmowy. Próbował zwerbować mnie różnymi obietnicami, np. stopniem naukowym doktora historii mówiąc: „tą sferę mamy dobrze obstawioną naukowo”. (Nawiasem mówiąc po wielu latach przyszło mi stwierdzić trafność tych słów. Bo i prezydent i premier mają słuszne wykształcenie historyczne.) Gdy mu się to nie udało, próbował wykorzystać swojego podwładnego, a mojego kolegę szkolnego Stanisława Dzięgielewskiego (ze względu na organizowanie podsłuchów i nagrań w kościołach nazywanego „Biskupem”) do nakłonienia mnie do emigracji. Ponieważ i w szkole, i w służbie Staszek nie grzeszył intelektem, nic z tego nie wyszło. Pozyskiwanie donosicieli –szpicli, zdrajców, skutkowało natychmiastowymi zleceniami już w więzieniu. SB udało się namówić do współpracy(statystycznie) co dziesiątego, a warto przypomnieć, że było nas ponad 3oo-tu internowanych. Stan wojenny wprowadziła banda esbecko-bolszewicka, internowała kilkanaście tysięcy ludzi z Solidarności. Prawdopodobnie również wykonała zamach na Jana Pawła II. Ta sama banda zorganizowała „okrągły stół”, a być może wykonała zamach 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Taki jest ciąg zdarzeń, który nastąpił w Polsce. I te zdarzenia w kłamliwej formie pokazywane są w dzisiejszych filmach, niestety przy wydatnej pomocy zdrajców z „S”, a szczególnie doradców. Nie tak ma wyglądać film popularno- dokumentalny. Powinien być w miarę obiektywny, a tej cechy w tym wypadku brak. Należy się wytłumaczenie przed zdecydowaną większością kolegów a szczególnie przed robotnikami, którzy w sposób prosty a szczególnie głęboki wierzyli, że nie uczestniczą w „balandze” a w więzieniu walczą o Polskę. Wierzę w to głęboko a słowa patosu nie wstydzę się wypowiadać, po 32 latach.

Aby w minimalnym stopniu uwiarygodnić wypowiedzi i sens prezentowania się w filmie, proszę abyśmy się wykazali zaświadczeniami wydanymi z IPN o braku współpracy z SB, oraz że jest się pokrzywdzonym w rozumieniu art. 6ww. ustawy. Moje zaświadczenie nr 304/2003 wydane przez IPN Łódź.

Wojciech Gędek

ks. Kazik i Miecznikowski

Lowicz_2014_01_17_1

 

pożegnanie ks.Kazika

Lowicz_2014_01_17_2