Wróg Ludu…
Odmienieni
Było kilka przełomowych momentów w najnowszej historii Polski, które sprawiły, że jesteśmy tym, kim jesteśmy, i przede wszystkim że znaleźliśmy się w takim, a nie innym miejscu historii. Gdybym miał zacząć szukać początku, to wskazałbym na Powstanie Warszawskie. Ta walka o godność i – nie bez nadziei – o wolność była początkiem prawdziwego oporu przeciwko sowieckiej okupacji. Powstańcy zaatakowali Niemców, sądząc, że nie dopuszczą do zajęcia stolicy przez Sowietów. W pewnym sensie miała to być powtórka z 1918 roku, kiedy to Polska Organizacja Wojskowa zaczęła rozbrajać niemiecki garnizon warszawski. Początkowe zachowanie armii hitlerowskiej wskazywało, że tak może się stać. Niestety, oszalały po zamachu na swoje życie i zamroczony narkotykami Hitler podjął absurdalną decyzję zduszenia powstania i zniszczenia Warszawy. Sowieci zajęli miasto kilka miesięcy później niemal bez walki. Ten moment pokazał, czym była zdrada sojuszników i sprzedanie nas Rosjanom. Mogliśmy liczyć tylko na siebie.
Fatalny los Polski wydawał się nie do odmiany przez pokolenia. Romantyczne nadzieje na kolejną „wielką wojnę narodów”, która przyniesie nam wolność, spełzły na niczym. Mrok sowieckiej okupacji zapadł na lata i nie zmieniły tego kolejne zrywy ani odwilże ze strony okupantów.
Kiedy więc nastąpił prawdziwy przełom? Był to wybór Jana Pawła II. Siła polskiego Kościoła połączona z wielkim autorytetem papieża Polaka zaczęła kształtować na nowo (odbudowywać) nasz naród. Solidarność 1980 roku była oczywistym efektem tej zmiany. Sama w sobie jednak dokonała w świadomości społeczeństwa kolejnego przełomu. Było oczywiste, że Polakami już zarządzać się nie da przy pomocy czołgów i pałki. Swoje zrobili Ronald Reagan czy takie postacie jak pułkownik Kukliński. To, w jaki sposób i kiedy dojdzie do przełomu politycznego, było już kwestią czasu. Komuniści nie mogli tego uniknąć, więc chcieli ten przełom kontrolować. Ceną bezkrwawej rewolucji była ogromna bylejakość zmian. Polacy potrzebowali jeszcze jednego katharsis, jeszcze jednego przełomu, który uruchomi potrzebę wolności. Żadne wybory tego nie dawały, a rodząca się demokracja rozmywała granice jasnej oceny rzeczywistości. Wszystko tonęło w niezbędnym do rządzenia kompromisie. I pewnie mimo postępu skazani bylibyśmy na wieczną bylejakość, gdyby nie jedno wydarzenie, które znowu wycisnęło emocje niespotykane od wojny – tragedia smoleńska. Cierpienie i chęć zachowania godności, walka o prawdę odcisnęły piętno na dziesiątkach tysięcy ludzi. „Smoleńsk” nas odmienił i kształtuje, choć w sposób dla wielu już niezauważalny. Nie zmienił wszystkich, lecz rozpoczął formowanie nowego typu elit. Ten proces trwa. Nie wolno nam tego zmarnować. Ale nie wolno nam też pozostawić tej sprawy niewyjaśnioną.
Tomasz Sakiewicz