On the Origin of Species
Jak wiadomo, w Tymkraju bytują dwa odmienne gatunki ludzkie. W sensie wizualnym trudno je od siebie odróżnić, ale to tylko pozory. W końcu przyroda zna takie przypadki. Delfin na przykład wygląda jak ryba, ale jest przecież nie rybą, tylko ssakiem. Zagadkę różnych gatunków ludzkich rozwiązał niedawno znany aktor Jerzy Stuhr w rozmowie z Tomaszem Lisem.
Idzie tu o tzw. Problem Pochodzenia. Takie coś wymyślił już kiedyś amerykański pisarz science-fiction, Isaac Asimov. W jego powieściach z cyklu „Fundacja”, których akcja rozgrywa się w niesłychanie odległej przyszłości, ludzie poszukują tajemniczej planety zwanej Ziemią, na której miał się jakoby zrodzić gatunek ludzki. Stuhr nie poszukuje Ziemi bo na niej mieszka, ale przyczyn, dlaczego jeden gatunek w wyborach głosuje tak, a drugi inaczej. I znajduje rozwiązanie: pochodzenie klasowe.
Rozmowa, której obszernych fragmentów pooglądałem sobie w powtórkach na kanale YouTube, płynęła w osobliwe zwolnionym tempie. Aktor chwilami zawieszał głos i wstawiał do swych wywodów jakieś zakodowane przerywniki, typu „aaaaa”, „eeee… eeee… aaa”. Niewątpliwie był tam ukryty jakiś przekaz, ale za głupi jestem, żeby go pojąć, ponieważ moja znajomość kryptologii ogranicza się do przeczytania kilku książek o złamaniu szyfru maszyny „Enigma” i obejrzenia filmu „Piękny umysł”.
O ludziach głosujących na PiS Stuhr wypowiedział się tak: „Mam taką teorię, że to jakby jest zemsta za wielowiekowe ciemiężenie”. Na co Lis: „Ale wtedy ustawilibyśmy zwolenników PiS-u na pozycji potomków chłopów folwarcznych”. „Tak”. Lis, całkiem przytomnie jak na siebie: „Ale z całym szacunkiem, mam wrażenie, że my wszyscy z chłopów jesteśmy. Wszyscy, panie Jerzy”. Potem było, że nie wszyscy potomkowie chłopów pałają żądzą odwetu, ale są zawistnicy, którym nie wyszło w życiu, że sobie nie poradzili i oni to właśnie się mszczą.
Kiedy patrzyłem na szlachetne oblicze Jerzego Stuhra, istny ideał męskiej urody, nie mogłem uwierzyć, że nie jest on potomkiem polskiej arystokracji, jeno chłopów, tyle że z Austrii. A tamtejsi chłopi mieli by większe powody, by się mścić. To dlatego już po pierwszym rozbierze Rzeczypospolitej caryca Katarzyna II musiała stawiać posterunki na granicy z Polską, bo lud rosyjski masowo uciekał ze swojego kraju do Polski właśnie. Nędza wśród naszych włościan była wprawdzie ogromna, ale jednak żyło się im lepiej, niż tym z państw zaborczych, no i caryca została by w końcu bez poddanych, gdyby nie powstrzymała tych ucieczek.
Przypomniała mi się anegdota zapisana w jednej z książek Stanisława Cata-Mackiewicza. Nie odnajdę jej teraz, bo po ubiegłorocznym remoncie mieszkania wszystkie książki i płyty w tajemniczy sposób zmieniły miejsce swojego pobytu i znajduję je przypadkiem w różnych dziwnych miejscach. Spróbuję z pamięci.
Otóż pewien podróżny zatrzymał się na nocleg w dworzyszczu zamożnego polskiego szlachcica. Szlachcic był bardzo gościnny i uprzejmy, ale osobliwie szpetny. Natomiast przy kolacji usługiwał niezwykle przystojny lokaj. Kiedy podróżny zwrócił na to uwagę, szlachcic uśmiechnął się. – Widzi pan – powiedział – u nas jest tak. Kiedy pan podniesie do siebie dziewkę folwarczną, to rodzą się tacy jak mój lokaj. A jeśli pani zapomni się z chłopem, to się rodzą tacy jak ja.
Mówiąc krótko – pater semper incertus, jak mawiali już starożytni Rzymianie. Co polecam pod rozwagę, na marginesie socjologiczno-historycznych rozważań, dotyczących preferencji wyborczych, uwarunkowanych najwyraźniej głęboko marksistowskim klasowym myśleniem znakomitego niegdyś aktora.
Tomasz Kowalczyk