Wróg Ludu…
Przywódca
Nigdy nie byłem członkiem Prawa i Sprawiedliwości, nie zawsze też zgadzałem się ze wszystkimi posunięciami tej partii. Zwykle wychodziło to na zdrowie samemu PiS, bo ludzie, od których się różniłem, albo odchodzili z formacji, albo mocno tam narozrabiali. Dla mnie kluczowe nie było to, kto ustala listy poselskie czy rozdaje stanowiska. Najważniejsze było przywództwo całej prawicy. Bez wątpienia od dekady tę rolę odgrywa Jarosław Kaczyński. Czego wymagamy od przywódcy? Sfomułowania programu, który dotyczy całej Polski, i umiejętności skutecznego zrealizowania go nawet w warunkach skrajnych. Wygrane wybory prezydenckie w 2005 r. pokazywały ogromny potencjał formacji, której przewodził Jarosław Kaczyński. Dużo trudniejszym zadaniem było utworzenie rządu, w założeniach elit III RP PiS miał być bowiem dopuszczony do władzy tylko jako listek figowy. Tymczasem wygrana w wyborach prezydenckich przesądzała, że PiS zdominuje każdy rząd, do którego wejdzie. Dlatego w samej PO pojawiła się tak bardzo silna kontrakcja przeciwko utworzeniu PO–PiS. Przewodził jej Bronisław Komorowski. W takich warunkach rząd pod szyldem PiS nie miał wielkich szans na ukonstytuowanie się i utrzymanie, a jednak powstał. Kaczyński zmontował egzotyczną koalicję z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin. W ciągu dwóch lat ta koalicja była w stanie przeprowadzić zasadnicze reformy polityczne i istotne zmiany gospodarcze. Zaowocowało to rozwiązaniem Wojskowych Służb Informacyjnych, stworzeniem Centralnego Biura Antykorupcyjnego i znaczącym wzrostem gospodarczym. Przygotowano program budowy autostrad zrealizowany w kolejnych latach. Mocno dowartościowano gospodarczo najbiedniejsze regiony Polski. W polityce zagranicznej Polska zaczęła być znaczącym partnerem dużych państw, a w pewnym momencie stała się liderem regionu. Oczywiście krucha koalicja z Giertychem i Lepperem była nie do utrzymania. Zasługą Kaczyńskiego stało się to, że formacje koalicjantów zniknęły z powierzchni ziemi. Przyszedł bardzo trudny czas, kiedy wszystkie elity III RP zrobiły z PiS wroga publicznego. W dodatku miały w tym zadaniu wsparcie dwóch ościennych mocarstw. Najtragiczniejszym momentem tego okresu był oczywiście 10 kwietnia 2010 r. Straciliśmy nie tylko prezydenta, ale i połowę elit prawicy. Jarosław Kaczyński musiał podjąć w tych warunkach bardzo trudną, również osobiście, walkę. W jego partii zaczęły mnożyć się rozłamy, a czasem wręcz zwykłe zdrady. Przetrwanie kolejnych pięciu lat graniczyło z cudem. A jednak cud się zdarzył. Kaczyński znalazł doskonałego kandydata na prezydenta i ten wygrał. Dzisiaj buduje podwaliny pod przejęcie rządu. Na tym polega prawdziwe przywództwo. Od przywódcy nie oczekujemy stanowisk ani korzyści dla siebie. Nie można też zawsze oczekiwać, że zawsze będzie frontmanem – twarzą zmian. Oczekujemy jednak tych zmian. Nie jest bardzo istotne, jak wygra. Istotniejsze jest to, by zmiany nastąpiły. Jeżeli tak się stanie, Kaczyński udowodni swoje miejsce w historii. Jest wiele do roboty, ale też mamy dobrą koniunkturę. Mamy też po raz pierwszy od czasów Solidarności jasne przywództwo. Tym razem wiatr wieje z dobrej strony. Wykorzystajmy ten czas.
Tomasz Sakiewicz