Tekst alternatywny

Quasi-synod na ulicy Czerskiej

 Ze wzgórza pod Krakowem

Quasi-synod na ulicy Czerskiej

Nie dajmy się zwariować. Nawet gdyby wmawiano nam, że Adam Michnik posiada mądrość na miarę prymasa Polski, a jego podwładni cnoty godne kanoników kapituły arcybiskupiej.

Ubrał się diabeł w ornat i na mszę ogonem dzwoni. Tak najkrócej można skomentować najnowsze działania mędrców z „Gazety Wyborczej”, którzy zwołali przy ul. Czerskiej swój quasi-synod, aby pochylić się nad problemami Kościoła katolickiego w Polsce. Problemy te oczywiście istnieją, i to dość poważne. Jednak ich rozwiązywaniem powinni zajmować się nie ateiści i lewacy, osoby z przeszłością w PZPR czy UD, nie księża porzucający kapłaństwo lub drwiący z posłuszeństwa i innych norm kościelnych, lecz ludzie wierzący i praktykujący, duchowni i świeccy, szanujący Dekalog i pomimo swych ułomności starający się go przestrzegać. Czy bowiem ktoś, kto łamie piąte przykazanie „Nie zabijaj”, optując za pozbawianiem życia nienarodzonych, może wytyczać normy etyczne w życiu wspólnot chrześcijańskich? Czy duchowny, który bliźnich niegłosujących na partię polityczną swojego rodzonego brata nazywa „dziczą PiS-owską”, może być tzw. bezstronnym autorytetem moralnym? Czy inny duchowny, który wkoło Macieju żali się na swojego biskupa, mającego go jakoby pytać o obrzezanie (ach, co to za zbrodnia!), może być odnowicielem struktur kościelnych?

Z pewnością nie. Nie dajmy się zwariować. Nawet gdyby wmawiano nam, że Adam Michnik posiada mądrość na miarę prymasa Polski, a jego podwładni cnoty godne kanoników kapituły arcybiskupiej. Trzeba przy tym pamiętać, że w czasach PRL Julia Brystiger, funkcjonariuszka reżymu komunistycznego, próbowała tworzyć ruch tzw. księży patriotów, którzy mieli „reformować” Kościół, oczywiście w duchu nie Ewangelii, lecz zasad marksistowsko-leninowskich. Niektórzy duchowni rzeczywiście wstąpili do tej jakoby postępowej struktury. Jedni, bo byli szantażowani, drudzy dla kariery, jeszcze inni z naiwności lub ze zwykłej głupoty. W czasie pochodów 1-majowych stali oni w sutannach na honorowych trybunach, a podczas „masówek” w zakładach pracy potępiali „reakcyjnych” biskupów i ganili imperialistów z USA. Nie mówiąc już o tym, że donosili na swoich współbraci za pieniądze, paszport lub inne korzyści materialne.

Jak to się skończyło? Ruch sam się skompromitował, a jego inicjatorka po 1956 r. została wyrzucona z UB. Ponoć po związaniu się z pewnym zakonem żeńskim nawet nawróciła się na katolicyzm, który wcześniej z taką bolszewicką zajadłością zwalczała. Historia lubi się powtarzać.

 Tadeusz Isakowicz-Zaleski

ks_Tadeusz_Isakowicz_Zaleski_small