Rysiek
Tak bym go pewnie nazywał, gdybym urodził się w roku 1923 w Cieszynie. Chodzilibyśmy do tej samej szkoły, połączyłoby nas wspólne zamiłowanie do historii, a różniło tylko to, że on na nabożeństwa (jeśli by na nie chodził) uczęszczałby do synagogi, a ja do kościoła. Ale w dawnej Polsce nie było to niczym niezwykłym. „W mieście dzwoniono na Anioł Pański i na pochwalnię. Pan Skrzetuski poszedł do kościoła, pan Zaćwilichowski do cerkwi, a pan Zagłoba do Dopuły w Dzwoniecki Kąt”. Pewnie różniłaby nas też zamożność, bo jego ojciec był właścicielem wielkich zakładów cukierniczych, które po dziś dzień produkują m.in. popularne na całym świecie wafelki Prince Polo. Ale z drugiej strony, gdyby przed II wojną światową mój ojciec był ilustratorem i grafikiem w którymś z czasopism koncernu IKC, na pewno na biedę bym nie narzekał.
Richard Pipes – bo o nim tu mowa – urodził się 11 lipca 1923 z ojca Marka, który w Legionach Piłsudskiego bił się za odrodzenie Polski, i Zofii de domo Haskelberg. Później wraz z rodziną wyjechał do Warszawy, gdzie odebrał staranną edukację. Po wybuchu wojny, w październiku 1939 r. Pipesom udało się uciec. Nie mieli złudzeń, jaki los – ze względu na ich żydowskie pochodzenie – może spotkać ich w okupowanym przez Niemców kraju (choć o Holocauście nikomu się jeszcze wtedy nie śniło). Przedostali się do Włoch, gdzie – mimo formalnej likwidacji państwa polskiego – w Rzymie w jak najlepsze funkcjonowała sobie polska ambasada, na czele której stał nie kto inny, jak Wieniawa – Długoszowski. Mieszkańcy Italii, w przeciwieństwie do Mussoliniego bynajmniej nie darzyli Hitlera sympatią, i – jak pisał Allan Bullock – likwidacja Polski, kraju katolickiego i połączonego z Włochami setkami lat przyjaznych stosunków wywarła na nich wstrząsające wrażenie. Dzięki pomocy Wieniawy rodzina mogła podążyć do Portugalii, a stamtąd odpłynąć do neutralnych – na razie – USA.
Młody Richard przeszedł wszystkie stopnie kariery akademickiej, by otrzymać wreszcie doktorat na najsłynniejszej chyba uczelni świata, czyli na Harwardzie. Studiował historię, ale po próbach zajęcia się sprawami Bliskiego Wschodu (próbował nauczyć się języka tureckiego, ale nie wyszło), zdecydował się na kwestie związane z Europą Wschodnią, ze szczególnym uwzględnieniem Rosji i ZSRS. Proste – język rosyjski zawiera ponoć ok. 20 % słów zbieżnych znaczeniowo ze słowami polskimi. Wystarczy tylko wyuczyć się wschodniego alfabetu.
W ten sposób Richard Pipes stał się sowietologiem. Miał przewagę nad swoimi amerykańskimi kolegami po fachu: jako że przez wiele lat mieszkał w Polsce graniczącej bezpośrednio z sowietami nie ulegał romantycznym złudzeniom o budowaniu przez komunistów pokojowo nastawionego państwa powszechnej szczęśliwości. Wielokrotnie podkreślał, że wiele zawdzięcza wielotomowemu dziełu Jana Kucharzewskiego „Od białego caratu do czerwonego”, upatrującego sukces bolszewizmu w przekształceniu i dostosowaniu do nowoczesnych czasów imperialistycznej carskiej ideologii. Osobiście uważam, że musiał też czytać prace Feliksa Konecznego, a zwłaszcza „O wielości cywilizacyj”, w którym Koneczny, chwalony przez samego Arnolda Tonbee, wysnuł wniosek o nieuchronnym „zderzeniu cywilizacji” – na sześćdziesiąt lat przed Samuelem Huntingtonem.
W ten sposób powstało opus magnum Pipesa: „Rosja carów”, „Rewolucja rosyjska” i „Rosja bolszewików”. Nie można zrozumieć współczesnej polityki Rosji bez uważnego przestudiowania tych dzieł. I nie trzeba chyba dodawać, że za PRL nie mogły one ukazać się w przekładzie na język polski. Trudno tu wymienić wszystkie dzieła Pipesa i jego czynną działalność polityczną. Powołam się na słowa prof. Andrzeja Nowaka: „Pipes wystąpił wobec waszyngtońskich polityków z ostrzeżeniem przed lekceważeniem ofensywnej atomowej strategii sowieckiej; przedstawiając zasadniczą krytykę polityki detente – realizowanej od czasów Nixona do Cartera linii ustępstw amerykańskich w stosunku do ekspansywnej polityki ZSRR. Wiedzę i doświadczenie Pipesa w zakresie celów i metod sowieckiej polityki imperialnej oraz środków przeciwdziałania tej polityce zdecydował się wykorzystać bliski mu w poglądach w tej materii Ronald Reagan. W roli dyrektora Wydziału Związku Sowieckiego i Europy Wschodniej w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego stał się Pipes jednym z głównych twórców >>twardego kursu<< Reagana wobec ZSRR, a także współautorem polityki międzynarodowych sankcji wobec reżimu gen. Jaruzelskiego po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego”. (Tekst poszedł w „Arcanach”; wybaczy Pan Profesor, ale daty nie ma, tylko publikacji internetowej: 23.05.2018) .Pipes pełnił funkcję doradcy prezydenta USA Ronalda Reagana ds. Rosji i Europy Środkowej w latach 1981–1982. Trudno było znaleźć lepszego uczonego na takie stanowisko. Przeszedł na emeryturę w roku 1996, do tego czasu jako profesor wykładał historię na Harwardzie.
I takie moje osobiste wspomnienie: jakieś kilkanaście lat temu słuchałem obszernej rozmowy z Pipesem w którejś z audycji Radia Kraków. Jedno mnie zaskoczyło: jego język. Mimo swojego pochodzenia i większości życia spędzonego w USA ani nie „żydłaczył” (jak się mówiło przed wojną), ani za grosz nie było tam słychać amerykańskiego akcentu. Ten człowiek wciąż mówił czystą, piękną, przedwojenną polszczyzną.
Richard Pipes zmarł w Cambridge, Massachusetts, 17 maja 2018 r. w pięknym wieku prawie 95 lat.
Tomasz Kowalczyk