Syndrom Mołotowa
Po dłuższej przerwie, kiedy to skupiony byłem na innej ważnej pracy, mogę się nareszcie podzielić z Państwem krótką refleksją. Tytułowy „syndrom Mołotowa” to wyrażenie, które ukułem przy spotkaniu z moimi znajomymi w jednej z krakowskich kawiarni. Dyskutowaliśmy o polityce i reformie wymiaru sprawiedliwości. Jak wiadomo, do niedawna każdy Polak znał się na pogodzie i medycynie. Teraz każdy zna się dodatkowo na prawie i konstytucji. Przepraszam, na Kon-sty-tucji (jeden z moich znajomych zamówił sobie koszulkę z napisem „Des-ty-lacja”).
Niewątpliwie najlepszą konstytucję na świecie posiadał ZSRS, ponieważ była nieużywana, więc się nie podarła. Wiaczesław Michajłowicz Mołotow (właściwie Skriabin) miał dużo szczęścia w swoim długim życiu. Zaliczył m.in. stanowisko przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych (czyli jakby formalnego premiera), potem przejął resort spraw zagranicznych. Był jednym z niewielu „starych” bolszewików, których Stalin nie kazał rozstrzelać, ponieważ cechowała go wybitna biurokratyczna pracowitość (nazywano go „kamienną dupą”, bo potrafił nieraz do późnej nocy ślęczeć nad papierami). Przeżył o wiele lat Stalina. Niemniej jego żonę Stalin wsadził do łagru. Kiedy wróciła w 1956 r. i opowiadała jak ją tam gwałcono, Mołotow uznał ją za wariatkę. Za czasów Chruszczowa, zwalniany z kolejnych stanowisk, zmarł dopiero w 1986 roku, w wieku lat 96.
I tu dochodzimy do syndromu Mołotowa. Otóż na starość mieszało mu się w głowie. Wstawał rano, golił się i mył, po czym przywdziewał elegancki garnitur, zawiązywał krawat i siadał przy biurku, by godzinami w milczeniu czekać na raporty ministrów Michaiła Gorbaczowa. Których rzecz jasna nie było; starzec uroił sobie, że wciąż jest kimś ważnym.
Słuchałem niedawno wywiadu z byłą szefową Sądu Najwyższego, panią profesor Małgorzatą Gersdorf. Nie ma 96 lat, ale zachowuje się jak Mołotow u schyłku życia. Mimo reformy dotyczącej wieku emerytalnego, twierdzi, że nadal rządzi w SN i że swojego stanowiska nie opuści. Przychodzi do pracy. Na czym polega ta praca nie wiadomo, ale przychodzi. Wysyła nawet jakieś pisma na firmowym papierze, ale – całkiem rozsądnie skądinąd – nie zamieszcza sygnatury, ani nie przystawia pieczątki. Upiera się, że Pierwszym Prezesem SN będzie do 30 kwietnia 2020 r. Cóż, Mołotow też czekał na raporty.
Skądinąd, dla mnie to sympatyczne, bo akurat 30 kwietnia mam urodziny. Jeśli Bóg pozwoli mi dożyć do 2020 r., strzelą korki od szampana.
Tomasz Kowalczyk