Wróg Ludu…
To moja bajka
Kiedy w 2002 roku zaczynałem pisać bajki dla swoich córek, nie miałem żadnych planów ich publikowania. Potem jednak uzbierały się dwa tomiki. Zaczęły się sprzedawać. Pojawiły się przedruki w różnych gazetach, i to takich, do których daleko mi było poglądami, wreszcie zrobiono też z moich bajek małe słuchowiska radiowe. Ukazywały się nowe wydania, coraz bogaciej i coraz barwniej zdobione. Kiedy córki dorosły, bajek już nie pisałem. Wróciłem do tego zajęcia po latach, gdy moi synowie zaczęli zaglądać do książek. Stąd najnowszy tomik „Pociąg życia” – bajki dla Kostka i Mateuszka. W międzyczasie napisałem trochę opowiadań dla dorosłych, jedną nowelkę i parę książek politycznych. Mam wrażenie, że moja przygoda z pisaniem książek, również politycznych, zaczęła się właśnie od bajek. Dziennikarzem zostałem niemal jako dziecko, bo na początku lat 80. pisałem do podziemnych gazetek. Bajkami zainteresowałem się 20 lat później. Pisanie wynikało po prostu z potrzeby chwili. Przygotowywałem artykuły do podziemnych gazetek, bo Polska była w potrzebie, a bajki wymyślałem, bo chciały ich moje dzieci, bo uważałem, że w ten sposób mam im coś ważnego do powiedzenia. Z podziemnych gazetek zrobił się medialny koncern, a z bajek nawet nieźle sprzedające się książki. Pewnie gdyby życie mnie do tego nie zmusiło, zajmowałbym się czymś innym. Dlatego nie wolno niczego żałować, poza tym, co jest obiektywnie złe. Bajki to nie tylko sposób rozmowy z dziećmi, to świat, w którym wszystko jest wyraźne i piękne. Na swój sposób nawet brzydota jest tam piękna, bo oczywista i ma swoje ważne miejsce. Świat dziecka dostrzegamy jako lepszy, bo nie został jeszcze zniszczony przez oszustwa i pozoranctwo. Ale bajki mają jeszcze jedną ważną cechę: nie ma w nich rzeczy niemożliwych. I póki w to wierzymy, możemy coś osiągnąć. Wśród publicystów zawsze uchodziłem za skrajnego optymistę. Kiedy w latach2013–2014 pisałem, że obóz patriotyczny może mieć swojego prezydenta i większość bezwzględną w parlamencie, przypomniano mi, że bajki piszę. Tylko one okazały się prawdą. Ludzie chcieli Polski, która była podobno już niemożliwa, przegrana. Wreszcie uwierzyli, że to się może stać. Nie wszyscy, ale wystarczająco wielu. Przy zakładaniu każdej mojej gazety, portalu albo telewizji oskarżano mnie o nieliczące się z realiami szaleństwo. Udało się i choć nic nie jest wieczne, te projekty trwają na tyle długo i na tyle wywarły wpływ na opinię publiczną, że trudno zanegować naszą decyzję o ich stworzeniu. Patrzę dzisiaj z uśmiechem na polityczne szarpanie się moich przyjaciół zmartwionych brakiem jednego mandatu w Senacie czy tym, że w Sejmie można było osiągnąć dużo więcej. Może można było, tylko to, co dziś osiągnęli, pewnie parę lat temu sami uznaliby za bajkę. Dzisiaj, choć ciągle jest jeszcze wiele rzeczy złych, złe czarownice krążą po sądach, a w mediach, szczególnie zagranicznych, dominują Gargamele i wilkołaki, mamy Polskę z naszej bajki, z mojej bajki.
Tomasz Sakiewicz