Tekst alternatywny

Umysły zniewolone

Umysły zniewolone

Coraz mniej rozumiem świat i ludzi. Tzn. dopuszczam zmianę poglądów, mogę zaakceptować nowe polityczne wybory, nawet jeśli zostały podyktowane koniunkturalizmem, jednak niesłychanie trudno zrozumieć mi wirusa neofityzmu, który zaraził kilku moich dawnych kolegów, prowadząc ich często na skraj szaleństwa. Czerpiąc wzór z Czesława Miłosza, oznaczę ich literami z greckiego alfabetu. Alfa to redaktor, erudyta, szczególnie jeśli idzie o sport, swojego czasu mój mentor, a w latach dla prawicy superciężkich – parasol dla wielu młodych niepokornych. Po wielu niepowodzeniach dołączył do obozu swoich przeciwników i szybko pochwycił tubę herolda. Choć nie musiał wysługiwać się z aż takim oddaniem, coś kazało mu wybiegać przed orkiestrę, łajać własnych wychowanków, szydzić z zaszczepionych im ideałów.

Beta to inny przypadek: bohater dawnej opozycji, przez lata na marginesie, wyszydzany, nieakceptowany, twardy obrońca wartości konserwatywnych, chrześcijańskich. Nieoczekiwanie przygarnięty przez mainstream, w nadgorliwości przekroczył wszelki umiar, normy dobrego wychowania, własną inteligencję i minimum estetyki.

Delta był świetnie zapowiadającym się publicystą. Guru dla podobnie jak on myślących intelektualistów z konserwatywnej formacji. Jego ostre pióro bezbłędnie punktowało cyników, karierowiczów i „ludzi bez właściwości”. Jego wolta mogła zaimponować w kategoriach akrobatycznych – rzadko się zdarza przeskok z prawicy do skrajnej lewicy. Ale wyraźnie czuje się tam dobrze. Przynajmniej zna się na tym, co atakuje.

Gamma był mi najbliższy. Błyskotliwy, inteligentny, dowcipny. Ot, samorodek polityczny, a przy tym nadzwyczajny pasjonat tego, co robił. I jak zakochany (z wzajemnością) w swoim liderze, o którego geniuszu gadał nawet w stanie upojenia alkoholowego. Dziś z niedowierzaniem graniczącym z podziwem słucham, jak z równym zapałem atakuje wszystko, co – jak sądziłem – kochał, w co wierzył i współtworzył. Jak to możliwe? Jestem bezradny, nie wiem!

Pochodzę ze szkoły uczącej, że jest coś takiego jak honor, wierność samemu sobie, potęga przyjaźni. Dlatego nie doczekacie się, bym odsądzał od zasług i talentu tych, którym coś zawdzięczam, z którymi kiedyś działałem, jeśli dziś nawet jesteśmy daleko. Dlatego z przyjemnością doceniam klasę człowieka, który wprowadził mnie na te łamy – Piotra Wierzbickiego.

Ale może są to cnoty anachroniczne?

Kiedyś, robiąc świństwo, należało przynajmniej okazywać poczucie niesmaku. Dziś nie trzeba! Jest tylko teraz. Liczą się aktualne zyski i chwilowy wiatr w żagle. Jak będzie trzeba, jeszcze raz przejdziemy na drugą stronę barykady.

Przeszłości nie ma, ludzie mają słabą pamięć, a w archiwach nie leżą żadne teksty, taśmy i stenogramy, nigdy więc nie zostaną użyte przeciw nam. A że nasze dzieci będą się kiedyś wstydzić? Ich problem!

Marcin Wolski

Marcin_Wolski_small