Wielka Wojna (cz. 1)
„Rozdzielił nas, mój bracie, / Zły los i trzyma straż – / W dwóch wrogich sobie szańcach / Patrzymy śmierci w twarz…”. Tak pisał we wrześniu 1914 roku poeta Edward Słoński. Jednak jego wiersz kończył się optymistycznie: „I co noc mi się śni / ŻE TA CO NIE ZGINĘŁA/” Wyrośnie z naszej krwi”.
Tak tragiczny był los Polaków, którzy walczyli na frontach I wojny światowej. Ci z zaboru rosyjskiego musieli strzelać do tych z zaboru pruskiego i austriackiego i vice versa. Poniekąd przypomina to sytuację amerykańskiej wojny secesyjnej, gdzie zdarzało się że brat (dosłownie, w sensie rodzinnym) zabijał na polu bitwy swojego brata. Ale tam była to wojna domowa. Natomiast Polacy byli zmuszeni do walki między sobą w interesie państw zaborczych. I nagle zyskali nadzieję, że z tej bratobójczej walki wykuje się Niepodległa. Józef Piłsudski dalekosiężnie przewidywał przebieg wojny: najpierw państwa centralne pokonają Rosję, a następnie same zostaną pokonane przez koalicję państw zachodnich (o przystąpieniu do wojny USA nikt jeszcze nie myślał). 28 czerwca 1914 r. nastąpił zamach w Sarajewie, którego ofiarą padł arcyksiążę Ferdynand, następca tronu cesarstwa Austro-Węgier. Zamach ten był zapalnikiem prowadzącym do wybuchu I wojny światowej (którą do 1939 r. nazywano po prostu Wielką Wojną, bo jeszcze mało kto się wtedy spodziewał, że wojny światowe trzeba będzie numerować). W Krakowie (w tzw. Galicji swobody narodowe były najszersze, nawet pierwszy pociąg który przyjechał nowo zbudowaną linią do Zakopanego był przyozdobiony biało-czerwonymi chorągiewkami, co byłoby nie do pomyślenia w zaborze rosyjskim i pruskim). 16 sierpnia powstał Naczelny Komitet Narodowy z wybitnym prezydentem miasta Juliuszem Leo na czele. NKN proponował zjednoczenie całości ziem polskich pod rządami władcy z dynastii Habsburgów. W Warszawie Centralny Komitet Obywatelski, złożony z delegatów Narodowej Demokracji Romana Dmowskiego, niepomnego swojej porażki w rosyjskiej Dumie, wciąż rozglądał się za możliwością uzyskania autonomii w obrębie imperium Romanowów. Nie sposób tu wymienić wszystkich organizacji politycznych o różnej proweniencji, które powstawały w tym czasie nie tylko na ziemiach polskich, ale i na emigracji: w Wielkiej Brytanii, we Francji, we Włoszech, USA i w Szwajcarii. Ten ostatni kraj jest o tyle istotny, że działał tam wielki polski pianista Ignacy Jan Paderewski, który założył Centralną Agencję Polską i później zyskał dostęp do prezydenta USA Woodrowa Wilsona, co miało następnie kolosalny wpływ na losy zmartwychwstającej Polski. Na razie jednak pierwszy do w pełni czynnego, militarnego działania, przeszedł Józef Piłsudski. Już 6 sierpnia grupa jego strzelców (formacji paramilitarnej szkolonej za zgodą Austriaków, z której później, po raz pierwszy od czasów napoleońskich, miały wyrosnąć Legiony Polskie) wyruszyła na Kielce w zaborze rosyjskim. Po tym, jak wstąpili do restauracji Hawełka na kieliszek wiśniówki („być może ostatni w życiu” – jak z wisielczym humorem zażartował późniejszy pułkownik, a w wolnej Polsce prezydent Krakowa i następnie wojewoda we Lwowie, Władysław Belina-Prażmowski) Piłsudski przemówił do zebranych oddziałów „Odtąd nie ma strzelców, ani drużyniaków. Wszyscy, co tu jesteście zebrani, jesteście żołnierzami polskimi (…). Jedynym waszym znakiem jest odtąd orzeł biały (…). Patrzę na was jak na kadry, z których rozwinąć ma się przyszła armia polska i pozdrawiam was, jako pierwszą kompanię kadrową.
„Rajd na Kielce” się nie powiódł. Po kilku potyczkach z Rosjanami Polacy musieli wrócić do Galicji. Ale ogień już raz rozniecony nie miał nigdy wygasnąć.
„Historia jest tym, czego nikt nie chciał. Jest wypadkową sprzecznych dążeń, wypadkową sił działających w różnych kierunkach, a mających tylko jedną cechę wspólną: żadna nie ciągnie w kierunku, który wskaże strzałka”. (Bohdan Urbankowski, „Józef Piłsudski – marzyciel i strateg”).
Jerzy Kotlarczyk