Wielka Wojna (cz. 2)
Rosjanie to znakomici żołnierze – pod warunkiem, że wiedzą, o co się biją. W roku 1914 prości chłopi z poboru nie wiedzieli, o co mają walczyć. Jest stara anegdota, jak to jeden z rosyjskich żołnierzy mówi: „Ciekawe, kto wygra tę wojnę?”, na co drugi odpowiada: „My obaj ją przegramy”. W pierwszym roku wojny poległo ok. 270 tys. rosyjskich żołnierzy, natomiast poddało się ok. 1 mln 200 tys. Dla porównania, w armii brytyjskiej jeden jeniec przypadał na pięciu poległych w boju. Już pod koniec 1914 r. głównodowodzący sił rosyjskich gen. Poliwanow raportował do cara Mikołaja II: „Groźne oznaki demoralizacji stają się coraz bardziej widoczne”. W Niemczech natomiast panowała euforia, która udzielała się również niespełnionemu malarzowi austriackiemu nazwiskiem Hitler (zachowało się zdjęcie, na którym wśród tłumu wiwatującego po ogłoszeniu przystąpienia Niemiec do wojny można zobaczyć jego twarz). Cesarz Wilhelm II przemawiając do swoich żołnierzy ruszających na Francję wołał: „Wrócicie do domów, nim liście opadną z drzew!”. Generalicja wierzyła w genialny plan Schlieffena, zakładający błyskawiczne zajęcie Paryża jak w 1870 roku, ale coś poszło nie tak. Jak wiadomo, generałowie zawsze są przygotowani do wojny, tyle że do tej poprzedniej. Front na zachodzie ugrzązł i rozpoczęła się straszliwa wojna okopowa, w której tysiące żołnierzy traciło życie, by zyskać dziesięć metrów terenu, tylko po to, by na drugi dzień się wycofać. Symbolem tych dni jest tytuł powieści E. M. Remarquea „Na zachodzie bez zmian”. Natomiast na wschodzie Niemcom wiodło się o wiele lepiej. W bitwie pod Tannembergiem udaremnili próbę podboju przez Rosję Prus Wschodnich i wzięli tylu jeńców, że do ich przetransportowania potrzeba było sześćdziesięsięciu pociągów. Rosjanie wdarli się do pozostającej pod austriackim zaborem Gaicji, podeszli nawet pod Kraków (wtedy to, wskutek problemów z aprowizacją, Rada Miasta wydała zakaz malowania tradycyjnych wielkanocnych pisanek, aby „nie trwonić jaj”), ale zostali wyparci przez niemiecko-austriacką armię. Celem pozyskania Polaków wielki książę Mikołaj Mikołajewicz Romanow wystosował odezwę, obiecującą zjednoczenie ziem polskich pod berłem cara i nadanie im szerokiej autonomii. Wzbudziło to spore rozbawienie, zwłaszcza że na plakatach ozdobiono tekst biało-czerwoną flagą odwróconą do góry nogami. Do 1917 r. całość ziem polskich znajdowała się już w rękach Niemców. Legiony Józefa Piłsudskiego biły się dzielnie w imię państw centralnych (na szczególną uwagę zasługuje tu słynna bitwa pod Rokitną w czerwcu 1915 r.). W Warszawie zainstalował się gen. Von Beseler, jako ktoś w rodzaju namiestnika przyszłego Królestwa Polskiego, które miało wchodzić w skład połączonych oficjalną unią monarchii Niemiec i Austro-Węgier. Tyle, że Piłsudski nie chciał całkowitego zwycięstwa Niemiec w tym samym stopniu, w jakim nie chciał zwycięstwa Rosji. Zabronił swoim Legionistom składana przysięgi na wierność Wilhelmowi II, wskutek czego został internowany przez Niemców. Beselerowi, który namawiał go do zmiany decyzji, odpowiedział: „Ekscelencjo, gdybym przyjął waszą propozycję, to wy, Niemcy, zyskalibyście jednego człowieka, ja zaś straciłbym cały naród”. Wybitnemu dowódcy, gen. Józefowi Hallerowi udało się zbiec do Francji, gdzie z inicjatywy Romana Dmowskiego przystąpił do formowania swojej słynnej Błękitnej Armii.
Tymczasem w Rosji wybuchła rewolucja lutowa, która zmiotła staroświecki reżim carski i zaprowadziła rządy demokratyczne – niestety, tylko na kilka miesięcy, po których bolszewicy przeprowadzili zbrojny zamach stanu (do dziś błędnie nazywany „rewolucją październikową”). Towarzysz Lenin gwarantował publicznie niepodległość Polsce, tak samo jak Gruzji, Ukrainie i innym narodom wchodzącym w skład imperium rosyjskiego. A jak gwarantował, to gwarantował – i tyle.
W kwietniu 1917 r. USA wypowiedziały wojnę Niemcom. Niemcy się śmiali. Europa była jeszcze wtedy pępkiem świata. Ale przestali się śmiać, gdy gen. Pershing sprowadził do Francji ponad 1 mln 100 tys. żołnierzy. Wcześniej, w styczniu, wielki polski pianista Ignacy Jan Paderewski spotkał się z prezydentem USA, Woodrowem Wilsonem, któremu wręczył memorandum w kwestii niepodległości Polski. 8 stycznia 1918 r. prezydent przedstawił Kongresowi swe słynne Czternaście Punktów, zmierzających do zakończenia wojny i zaprowadzenia ogólnoświatowego porządku. Trzynasty brzmiał: „Stworzenie niepodległego państwa polskiego na terytoriach zamieszkanych przez ludność bezsprzecznie polską, z wolnym dostępem do morza, niepodległością polityczną, gospodarczą. Integralność terytoriów tego państwa powinna być zagwarantowana przez konwencję międzynarodową”. Paderewski, niestrudzony w swoich działaniach dyplomatycznych, mówił później: „Każdy człowiek powinien zdawać sobie sprawę z faktu, że dobre i trwałe wyniki osiągnąć można jedynie drogą krótkich, lecz ciągłych, codziennych wysiłków. Jednorazowy wysiłek jest kompletnie jałowy. Prawdziwą umiejętność zarówno w nauce i w sztuce, jak i w każdych innych zajęciach, zdobyć można tylko codzienną pracą i codziennym wysiłkiem. I to jest bezwzględnie pewne”.
I tak nadchodził 11 listopada 1918 r. Dla Polski był to Dzień Trzeci.
Jerzy Kotlarczyk