Tekst alternatywny

„Dziennik chuligana” – najnowsza książka Witolda Gadowskiego

„Dziennik chuligana”– najnowsza książka Witolda Gadowskiego

Dziennik_chuligana_300dpiKolejny w dorobku znanego dziennikarza  i reportera Witolda Gadowskiego książkę pt.”Dziennik chuligana”, która jest zbiorem felietonów pisanych od grudnia 2011 do grudnia 2016.

Patronat medialny nad książką objęły Kluby „Gazety Polskiej”.

Premiera książki odbędzie się 16 maja 2017 r. nakładem Wydawnictwa Replika.

„Jak to wszystko potoczy się dalej?
Czasem wydaje się, że łatwiej jest przejąć władzę
w Polsce niż czegoś dla niej dokonać. Ci, którzy dotąd
rządzili w Polsce, to cieniutka warstwa nawieziona nad
Wisłę jeszcze przez Stalina. Długo trwało, zanim Polacy
tupnęli na nich nogą. Stało się, i oby zmiana zaszła już
bezpowrotnie”.

     Tak pisze we wstępie do swojej najnowszej książki „Dziennik chuligana” Witold Gadowski. Wydana nakładem Wydawnictwa Replika pozycja jest zbiorem felietonów pisanych od grudnia 2011 do grudnia 2016, w których autor w bezkompromisowy, ale często dowcipny sposób snuje refleksje na temat Polski, rozprawia się z mitami na temat elit władzy i bezwzględnie rozlicza tych wszystkich, którzy mają bezpośredni wpływ na polską rzeczywistość społeczno-polityczną.

Zamiast wstępu

Jak to wszystko potoczy się dalej?

Czasem wydaje się, że łatwiej jest przejąć władzę w Polsce niż czegoś dla niej dokonać. Ci, którzy dotąd rządzili w Polsce, to cieniutka warstwa nawieziona nad Wisłę jeszcze przez Stalina. Długo trwało, zanim Polacy tupnęli na nich nogą. Stało się i oby zmiana zaszła już bezpowrotnie.

Patrzę na portret Ziuka wiszący na mojej ścianie i nie­zmiennie zadaje mi trudne pytania. Oj, gdybym znał na nie odpowiedzi…

I tak od 1989 roku mówi dziad do obrazu.

Zdarzają się jednak takie momenty, że obraz nabiera bardziej pąsowych barw i Ziuk mówi do mnie swym ob­cesowym, barwnym stylem:

– A wiesz ty… – ozwał się jednego razu. – Ty, ty! – Znacząco wskazał w moim kierunku. – Ani wojny na dwa fronty prowadzić nie możemy, ani też nie powinni­śmy psuć sobie stosunków z sąsiadami – wycedził. – Ty nie siedź tu jak baran i nie temperuj tej swojej maszynki – z niechęcią spojrzał na klawiaturę mojego komputera. – Ty zgoń tu dobrych towarzyszy i konspirować zacznij­14

cie jak Pan Bóg Polakom już dawno przykazał! – Mimo woli wyprężyłem się jak struna. – Ty gamoniu, tak jak moje leguny ino byś se podśpiewywał, że ni z tego, ni z owego była Polska na pierwszego. – Zgromił mnie bły­skiem spod krzaczastej brwi.

I tak sobie z Ziukiem od czasu do czasu gwarzę.

Jak tylko do mnie przemówi, to ja łaps za komputer i felieton smażę. Nazbierało się tego sporo.

Ostatnio zaczął mi na Chiny pokazywać.

– Patrz na kitajską stronę. To dopiero cwane bestie. Cicho jadą, a jak już daleko zajechali – obudził mnie kie­dyś, gdy drzemałem nad niedopitą filiżanką kawy.

– Wszelki duch! – wrzasnąłem.

– Ty nie zaczynaj tu egzorcyzmów, tylko skrobnij o Kita­ju i jakie tam mogą być polskie interesa. Sowietom nie ufaj, ale z Ruskimi trza mieć jakąś sztamę, bo inaczej Szwaby nas wykończą. Ale pamiętaj – zawczasu określić możemy, czym będzie Rosja po usunięciu samowładnego rządu. Wyżej łba uszy nie rosną, jak mówi przysłowie rosyjskie, i stosownie do tego demokratyczność przyszłej konstytucji nie przerośnie samego społeczeństwa – dodał zamyślony.

– No to jak w końcu, tak czy tak? – zapytałem skoło­wany.

– I tak, i tak. Polityka to nie dojenie krowy, tu trza wie­dzieć, jak stanąć i kiedy…

Zaintrygowany pytałem, a on jak na złość zamilkł i milczał jak namalowany.15

Kiedyś jednak czytałem coś durnego (jak zwykle) w „Gazecie Wyborczej” i wtedy wprost nad uchem mi zabuczał:

– Ja nikomu prawie nie wierzę, a cóż dopiero Niem­com. Muszę jednak grać, bo Zachód jest obecnie parszy­wieńki. Jeżeli niebawem nie przejrzy i nie stwardnieje, trzeba będzie przestawić się w pracach. To już w 1934 mówiłem, i co… – Głos zawiesił, a ja w nim wyczułem jakby skargę dziecięcą jakąś.

Tego samego dnia, gdy się do snu już układałem, usłyszałem:

– W polityce zagranicznej nasze pole działania jest na wschodzie – tam możemy być silni. Bezsensownym jest wdawanie się Polski zbyt skwapliwe w stosunki zagra­niczne zachodnie dlatego, ponieważ tam nic innego nie może nas czekać, jak tylko włażenie zachodowi w dupę… i bycie w tej dupie obsrywanym.

No i masz. Znów – prawie do piania kurów – ni na chwilkę oka nie zmrużyłem.

Takie mam z tym moim Komendantem perypetie.

Uprzedzam, nie wieszajcie sobie na ścianach jego por­tretów, bo będziecie potem ciężko tym doświadczeni.

*

Sto cztery lata temu urodził się Andrzej Bobkowski, pisarz wyjątkowy, osobny i wolny. Nienawidził komu­nizmu, sobaczył na Europę, a szczególnie na Francję. 16

Przewidział dzisiejszy stan Starego Kontynentu – jego kompletne sflaczenie i bezruch. Ten bezruch znamionuje przerażonego szczura, w którego wpatruje się morder­cza kobra.

Bobkowski swojego ulubionego kota nazwał „Chuli­gan”, a siebie samego określił mianem „Chuligana wol­ności”.

Z Bobkowskim łączy mnie kilka lat, które spędził na krakowskich Dębnikach. Z tych Dębnik wyniósł sąż­niste powiedzonko, którym obdarzał kolaborujących z PRL-em pisarzy: „I jak Pan teraz wygląda. Jak ch…j wielbłąda” – napisał w jednej ze swoich polemik z reżi­mowcami.

Ja zabrałem stamtąd jeszcze kilka powiedzonek, któ­rych nikt nie podrobi: „Pani to taki jest książe, co psy wią­że”, albo: „Niech Pani go nie słucha, on Panią wy…cha, on w ten sam sposób wy…chał już dziesięć osób”.

Dla Bobkowskiego i Czesław Miłosz był solidnie za­gazowany komuną. Nie miał litości dla hipokrytów i sła­beuszy. Sam przeżył wiele i w wieku trzydziestu trzech lat uciekł z Europy do… Gwatemali.

Wolał tam być niż oglądać parszywienie kolebki wszystkiego, co było mu drogie i niezbędne.

Tytuł tej książeczki powstał na skutek rozmów – poza światem realnym – z Józefem Piłsudskim (któremu zu­chwale przypisałem kilka nowych cytatów, większość jednak pozostawiając kanonicznych i niezmienionych – dla Szanownego Czytelnika pewną zabawą może więc 17

okazać się rozszyfrowywanie, co jest co) i Andrzejem Bobkowskim właśnie.

Jego Szkice piórkiem do dziś są dla mnie wytchnieniem od tego ponowoczesnego bełkotu, który zewsząd mnie otacza.

Oddaję Państwu w dłonie teksty pisane uczciwie i so­lidnym atramentem własnych emocji i przeczuć.

Nie kryję sympatii, nie ceregielę się z tymi, których nie poważam.

Niewiele mogę zdziałać, ale jeśli Dziennik chuligana nie pozostawi Was letnimi, jeśli będzie potrafił zapalić i skłonić do działania, to przypnę sobie Państwa emocje do klapy jak najlepsze odznaczenie.

A jeżeli wkurzycie się na mnie i obsobaczycie najgor­szymi słowami, jeśli uznacie, żem waryjat i człek choler­ny – to też podskoczę z ukontentowania. Chuligaństwo polega bowiem na płataniu i takich facecji.

Lubię swoich Czytelników, więc nie cisnę Wam przed oczy chłamu, mizdrzenia się i antyszambrowania za po­sadkami.

Nie mam jednak zamiaru się Wam podlizywać, bo jakowoż jesteście moimi pracodawcami i jako tako żyję z pieniędzy, które płacicie za moje książki, to jednak mu­sicie przyjąć Gadowskiego takiego, jakim jest.

Kiedyś miałem dobre maniery i uważałem, że moż­na nimi wiele zdziałać. Dziś już nie mam czasu na bra­nie bułki przez bibułkę. Czasami więc zamiast misternej puenty i skrzącego się od wykwintności sylogizmu poja­wia się „piącha” i przyłożenie z byczka.

Uczciwego chuligana różni jednak od prostaka i cha­ma wyczucie subtelnej nutki honoru. Chuligan zna swo­je miejsce w szyku.

Wiedział o tym Andrzej Bobkowski, staram się prze­strzegać tej zasady i ja.

Nie ma co dużo gadać. Przeczytajcie sami…

Gadowski Dziennik chuligana